Włącz <klik>
-Perspektywa
Harry’ego-
Zwariowałem.
Mijając kolejno przechodzących turystów, lub mieszkańców miasta, w którym
aktualnie się znajduję, nie wiedziałem gdzie zmierzam. Zdawałem sobie sprawę po
co walczę, po co zrezygnowałem z dzisiejszego koncertu, ale nie miałem pojęcia
dokąd tak właściwie mam zamiar dotrzeć. Nie wiem, w którym hotelu zatrzymała
się dziewczyna, tym bardziej, że jest tu takich budynków naprawdę dużo.
Zrezygnowany, mocniej pociągnąłem za rączkę od walizki i nadal przechadzałem
się po oświetlonych ulicach. Miałem nadzieję, że za chwilę zobaczę kilka jasno
świecących gwiazdek i rzucę się na wymarzone łóżko hotelowe. Nim się
obejrzałem, trafiłem pod spory gmach budynku, który zwykle przeznaczony jest
dla ludzi zwiedzających, albo będących na wakacjach. Natomiast ja nie byłem ani
tym, ani tym. Raczej można było zaliczyć mnie do osób, walczących o swoje
największe szczęście. Przechodząc przez obrotowe drzwi, zauważyłem sympatycznie
wyglądającą recepcjonistkę. Delikatnie uśmiechnąłem się pod nosem skinając
głową w jej stronę, potem przeprowadzając z nią krótką konwersację i odbierając
kluczyki do mojego tymczasowego pokoju. Wsiadłem do windy, naciskając
odpowiedni guzik. Wjazd na górę nie zajął mi dłużej niż dwie minuty, po czym
wysiadłem i znalazłem wzrokiem kilka numerków, składających się w jeden składny
ciąg cyfr. Kilka razy przekręciłem w zamku kluczem, delikatnie odpychając drzwi
od siebie. Kiedy już znalazłem się w ładnie przystrojonym pomieszczeniu,
rzuciłem walizkę niedbale w kąt i rzuciłem się na miękki materac, zasypiając.
-Perspektywa
Cassie-
Moje
powieki lekko się otwarły, po paru godzinach dobrego snu. Oczy powoli zaczęły
przyzwyczajać się do rażącego światła, wydobywającego się zza odsłoniętych
żaluzji na oknach. Widocznie wczoraj wieczorem byłam tak zmęczona, że
zapomniałam ich zasłonić. Przeciągając się, wyczołgałam swoje ciało z pod
cieplutkiej kołdry i ruszyłam w stronę łazienki. Ściągnęłam z siebie wygodną
piżamę i kładąc stopy na zimnej powierzchni brodzika, odkręciłam prysznic. Już
po chwili poczułam na swoim ciele, pojedyncze kropelki letniej wody,
pomieszanej z gorącą parą, która otulała moje ciało. Delikatnie wtarłam we
włosy, truskawkowy szampon, kolejno go z nich zmywając. Kilkanaście minut
ciepłej przyjemności, sprawiło, że mój humor zdecydowanie się polepszył.
Wyszłam z kabiny, sięgając po zielony ręcznik, wiszący na wieszaku koło zlewu.
Starannie się wytarłam i nałożyłam na siebie ubrania, które
przygotowane leżały na białej pralce. Włączyłam suszarkę, która w pełni gotowa
zajęła się moimi włosami. Następnie przejechałam czarnym tuszem, po swoich
rzęsach, przez co wydawały się być odrobinę dłuższe, a usta udekorowałam
przezroczystym błyszczykiem. Delikatnie rozczesałam długie włosy, które
natychmiast opadły na moje ramiona. Wyszłam z łazienki, dopatrując białej
kartki z dzisiejszym planem dnia. Dostrzegłam ją i łapiąc papier w ręce,
zaczęłam dokładnie studiować to co było tam napisane.
DZISIAJ:
Malownicza sesja.
11.00-11.30:
przygotowanie (makijaż, ubranie…)
11.30-13.00:
sesja.
13.00-14.30:
przerwa obiadowa.
14.30-15.00:
wybieranie najlepszych zdjęć.
Westchnęłam
i spojrzałam na ekran mojego telefonu, a dokładniej na godzinę, która się na
nim wyświetlała. Momentalnie moje oczy rozszerzyły się, a ja w pośpiechu
zakładałam swoje buty. Jak torpeda wypadłam z hotelowego pokoju, zamykając
szybko drzwi na klucz. Stwierdzając, że na windę będę musiała troszkę sobie
poczekać, bez zastanowienia wybrałam schody. Moje nogi przyspieszyły i już po
chwili byłam przed budynkiem, gnając w kierunku miejsca sesji. W duchu modliłam
się oto, żeby się nie spóźnić. Inaczej zdjęcia zostałyby przełożone na jutro, a
ja prawdopodobnie musiałabym słuchać całodniowego monologu Agathy o mojej nieodpowiedzialności
i późnym chodzeniu spać. W tym miejscu są lepsze atrakcje, z których mogłabym
skorzystać w czasie pobytu tutaj, niż niepotrzebne denerwowanie się i godzinne
tłumaczenie oraz przepraszanie. Gdy moim oczom ukazał się malowniczy ogród , do
którego miałam się udać, szczerze odetchnęłam z ulgą. Jak idiotka wbiegłam
zmachana na taras, przyciągając tym samym uwagę wszystkich obecnych. Podparłam
ręce na kolanach, a głowę spuściłam w dół.
-Shay, jeszcze 30 sekund i byłabyś spóźniona.- usłyszałam tuż za mną, głos lekko zdenerwowanej Agathy.
-Shay, jeszcze 30 sekund i byłabyś spóźniona.- usłyszałam tuż za mną, głos lekko zdenerwowanej Agathy.
-Przepraszam.-mruknęłam
pod nosem i naburmuszona ruszyłam w kierunku drewnianej przebieralni. Ostrożnie
zdjęłam beżową sukienkę z wieszaka, potem zakładając ją na siebie i udając się
do makijażystki. Zrobiony makijaż, składał się tylko z odrobiny pudru, tuszu do
rzęs i błyszczyka, który został nałożony na moje usta. Kobiety doskonale
wiedziały, że zwykle nie noszę dużo malowideł na twarzy i idealnie w
komponowały to w dzisiejszy komplet. W pełni gotowa, stanęłam przed fotografem
i jego obiektywem. Człowiek nie wyróżniał się niczym specjalnym. Głowa
całkowicie po zbyta włosów, ale nadrobiła je skromna czarna bródka. Głos miał
spokojny, co nieco mnie uspokoiło. Tak jak mi polecono, ustawiłam się na swoim
miejscu i wykonywałam polecenia fotografa. Co kilka sekund przed moimi oczami,
przebłyskiwały pojedyncze światła, wydobywające się z aparatu. Zmęczona, w
końcu udałam się na długo wyczekiwaną, przerwę obiadową. Przebrałam się w moje
rzeczy, które zdecydowanie bardziej pasowały do przechadzki po mieście. Z
krzesła zabrałam mój telefon i już spokojna, wyruszyłam na poszukiwania jakiejś
restauracji. Gdy do moich nozdrzy dotarł aromatyczny zapach spaghetti, od razu
skierowałam się do miejsca, gdzie przygotowywano tą potrawę. Usiadłam w rogu,
przy niewielkim stoliku i jednym gestem dłoni, przywołałam do siebie kelnerkę.
Zamówiłam jedzenie, które swoim zapachem, przywlekło mnie tutaj. Po kilkunastu
minutach czekania, wreszcie mogłam zasmakować smaku pysznego makaronu, w
otoczeniu ludzkich szeptów i chichotów. Po zjedzeniu sytej porcji, którą mi
podano, ponownie ruszyłam w stronę malowniczego ogrodu. Według mnie, te
godzinne głowienie się i trojenie przed fotografem, jest po prostu bezsensowne.
Z około trzydziestu zrobionych zdjęć, wybieramy jakieś dwa, które potem
trafiają do kolorowego magazynu. Po przeglądnięciu wszystkich barwnych
ilustracji, już miałam czas wolny. Pożegnałam się więc i podziękowałam za
wspólną współpracę, przy dzisiejszej sesji. Wychodząc, natchnęłam się na
masywnego mężczyznę, który podarował mi małą karteczkę, owiniętą w czerwoną
wstążeczkę.
-Kazano
mi to panience przekazać.- powiedział i tyle Go widziałam. Zdezorientowana, ale
także zaskoczona, spojrzałam na niewielki podarunek. Powoli odwinęłam lekko
zgniecioną karteczkę i czytając kolejno literki, moja mina coraz bardziej się
zmieniała.
Nawet
nie wiesz, ile trudu, zajęło mi szukanie adresu twojej sesji...
(Idź
prosto, a znajdziesz kolejną karteczkę)
Drżącymi
rękoma, zgięłam papierek i spojrzałam przed siebie. Niepewnie skierowałam swoje
nogi, w oznaczonym kierunku, potem wpadając na kolejnego człowieka, z kolejną
karteczką.
Ale
tak bardzo mi na tym zależało, że za kilkunastym telefonem, w końcu go
znalazłem...
Zrozumiałam,
że mam iść dalej, by uzyskać następny podarunek. Tak, więc zrobiłam. Moje stopy
przyspieszyły tempa, nie mogąc doczekać się czytania. Owszem, byłam
wystraszona, bo nie codziennie dostaje się wiadomości, tego typu. Zawsze byłam
ostrożna. Uważałam na wszystko, co zdawało mi się być podejrzane. Lecz tym
razem coś we mnie pękło. Tak jakby jakiegoś rodzaju magnez, ciągnął mnie do
siebie, ze zdwojoną siłą. Już po chwili znowu składałam litery w jedną całość.
Ostatnimi
czasy, między Nami było różnie...
Mocno
zdziwiona szłam dalej. Mijając niektóre zabytki, zastanawiałam się nad sensem
tych karteczek, ale nic mi nie świtało. Czasami miałam błahe powody, by myśleć.
Natomiast ten od razu przejął wszystkie moje komórki, zmuszając mózg do
systematycznego rozmyślania. Po kilku minutach, do moich rąk, znowu trafiła
drobna karteczka.
Byłem
głupi, ale dopiero niedawno sobie to uświadomiłem...
Nic
już nie rozumiałam. Byłam kompletnie zszokowana tymi słowami, tym bardziej że
nie wiedziałam kto je napisał.
Dlatego muszę Ci coś powiedzieć...
Natychmiastowo
podniosłam głowę, by iść przed siebie, ale ktoś stanowczo mi tego zabronił.
Moje oczy momentalnie zrobiły się wielkie z zaskoczenia, a usta lekko się
rozwarły. Nie wierzyłam. Zupełnie nie wierzyłam, w to co widzę. Stałam
zszokowana na wszystkie możliwości. Mój umysł się odizolował, a ciało za żadne
skarby, nie chciało się poruszyć.
Migoczące światełka na słynnej wieży Eiffla, tylko dodawały uroku, tej sytuacji. Księżyc jeszcze bardziej rozjaśniający planetę, też miał jakiś swój cel. Przy budynku stali grajkowie, którzy przygrywali spokojną muzykę na akordeonach, a niektórzy turyści, wyciągali rękę by po chwili wypadła z nich, srebrna moneta wpadająca do niewielkiego kapelusza.
-Boże, Harry.-szepnęłam do osoby stojącej przed mną. Charakterystyczne dla niego loki, teraz zostały lekko rozwiane przez wiatr, ale dołeczki zostały na policzkach, w efekcie pięknego uśmiechu. Wyciągnął w moją stronę prawą rękę, którą bez zastanowienia złapałam, by już po chwili zatapiać się w jego przepełnionych zielenią, oczach.
-Cassie, ja wiem, że zawaliłem. Ja wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Ale wtedy w szpitalu nie dane mi było dokończyć. To prawda, że chciałem zapomnieć i możliwe, że po części mi się to udało, ale wiesz czemu?- spytał, nawet nie czekając na moją odpowiedź.- Bo chciałem zapomnieć o uczuciu, którym Cię darzyłem. Myślałem, że Ty traktujesz mnie tylko jako przyjaciela, a mi było z tym cholernie źle. Dlatego wyjechałem. Po tym jak Ty po raz kolejny pojawiłaś się w moim życiu, uświadomiłem sobie, jak wiele straciłem przez swoją głupotę. Zacząłem żałować i to nie wiesz jak bardzo. Dlatego chcę coś powiedzieć. Cass...-przerwał wyjmując z tylnej kieszeni swoich spodni, malutką karteczkę. Rozwinął ją, po czym podał mi.- Kocham Cię.- wyszeptał w tym samym momencie, gdy przeczytałam jego bazgroły.
Migoczące światełka na słynnej wieży Eiffla, tylko dodawały uroku, tej sytuacji. Księżyc jeszcze bardziej rozjaśniający planetę, też miał jakiś swój cel. Przy budynku stali grajkowie, którzy przygrywali spokojną muzykę na akordeonach, a niektórzy turyści, wyciągali rękę by po chwili wypadła z nich, srebrna moneta wpadająca do niewielkiego kapelusza.
-Boże, Harry.-szepnęłam do osoby stojącej przed mną. Charakterystyczne dla niego loki, teraz zostały lekko rozwiane przez wiatr, ale dołeczki zostały na policzkach, w efekcie pięknego uśmiechu. Wyciągnął w moją stronę prawą rękę, którą bez zastanowienia złapałam, by już po chwili zatapiać się w jego przepełnionych zielenią, oczach.
-Cassie, ja wiem, że zawaliłem. Ja wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Ale wtedy w szpitalu nie dane mi było dokończyć. To prawda, że chciałem zapomnieć i możliwe, że po części mi się to udało, ale wiesz czemu?- spytał, nawet nie czekając na moją odpowiedź.- Bo chciałem zapomnieć o uczuciu, którym Cię darzyłem. Myślałem, że Ty traktujesz mnie tylko jako przyjaciela, a mi było z tym cholernie źle. Dlatego wyjechałem. Po tym jak Ty po raz kolejny pojawiłaś się w moim życiu, uświadomiłem sobie, jak wiele straciłem przez swoją głupotę. Zacząłem żałować i to nie wiesz jak bardzo. Dlatego chcę coś powiedzieć. Cass...-przerwał wyjmując z tylnej kieszeni swoich spodni, malutką karteczkę. Rozwinął ją, po czym podał mi.- Kocham Cię.- wyszeptał w tym samym momencie, gdy przeczytałam jego bazgroły.
Kocham
Cię...
Równie
zaskoczona jak przedtem, dostrzegłam, że moje oczy błyszczą od przebywających
tam łez. Z niedowierzaniem, ponownie spojrzałam na chłopaka. Ten nadal kurczowo
trzymając moją dłoń, przysunął się bliżej i delikatnie otarł swoimi wargami o
moje. Oplotłam jedną ręką jego kark, stanowczo całując jego spierzchnięte
wargi. Niesamowite uczucie, rozlało się po całym moim ciele, uruchamiając tym
samym przyjemne dreszcze. Przez ten jeden pocałunek przekazaliśmy swoje
wszystkie uczucia, które się w Nas kłębiły. Miłość, szczęście, a zwłaszcza
tęsknotę. Nasze usta raz po raz siebie dotykały, sprawiając, że czułam się
najszczęśliwszą osobą na świecie. Po odsunięciu się od swoich rozgrzanych ciał,
mocno się w niego wtuliłam.
- Kocham Cię. Tak bardzo Cię kocham, Cassie.- mówił gładząc moje plecy, powodując, że jeszcze bardziej zacisnęłam swoje ręce, dookoła jego ciała.
- Ja Ciebie też.-szepnęłam...
- Kocham Cię. Tak bardzo Cię kocham, Cassie.- mówił gładząc moje plecy, powodując, że jeszcze bardziej zacisnęłam swoje ręce, dookoła jego ciała.
- Ja Ciebie też.-szepnęłam...
***
Hej, Crazy Mofos!
To chyba najdłuższy rozdział ze wszystkich, których napisałam. No, ale należało Wam się :) Szczerze mówiąc, jestem z siebie dumna. Naprawdę obawiałam się tego rozdziału, ale gdy go przeczytałam, zdałam sobie sprawę, że dałam radę. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba, bo przecież tyle razy błagaliście mnie o ten wątek :) Do następnego!
Hej, Crazy Mofos!
To chyba najdłuższy rozdział ze wszystkich, których napisałam. No, ale należało Wam się :) Szczerze mówiąc, jestem z siebie dumna. Naprawdę obawiałam się tego rozdziału, ale gdy go przeczytałam, zdałam sobie sprawę, że dałam radę. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba, bo przecież tyle razy błagaliście mnie o ten wątek :) Do następnego!